To co kiedyś nazywano mini gierkami,
zapełniającymi płytkę dodawaną do czasopism, teraz określa się mianem prostych
gier niezależnych, które często przewyższają ceną nieco starsze, ale naprawdę
dobre produkcje. Bywa jednak, że te
drobne niezależne gry oferują coś ciekawego, fabułę, oprawę graficzną/audio czy
powtarzalny, ale wciągający gameplay. Problem zaczyna się, gdy na żadnym z tych
pól, produkt się nie wyróżnia i tak niestety jest w przypadku Age of Steel:
Recharge.
Dlaczego tak, a nie inaczej
Wątek fabularny to zaledwie 3 akapity tekstu,
które informują nas o tym, że pogrążony w kryzysie świat wyczerpany
niekończącymi się wojnami, zmierza ku samozagładzie. Gracz wciela się w dowódcę
sojuszu, który jest ostatnią szansą na przywrócenie dawnego stanu. Zanim jednak
uda się odzyskać i odbudować świat pozbawiony przemocy, musimy pokonać dotychczasowych
tyranów. I to by było na tyle. Nawet jeśli angielski nie jest twoją
najmocniejszą stroną, to w tym aspekcie nic nie stracisz. Jeśli chodzi o samą
rozgrywkę, to tutaj również nie przyjdzie nam się mierzyć ze zbyt
skomplikowanymi opisami jednostek czy ulepszeń. No i niestety nie jest to
zaleta, zwłaszcza, że tagi klasyfikują Age of Steel jako strategię, od której
miana dzielą ją lata świetlne.
Right VS Left
Age of Steel znacznie bliżej jest do Tower Defense
niż strategii, które na ogół zmuszają nas to pomyślenia. Tutaj dużo lepiej
sprawdzi się jednak typ szybkiego rewolwerowca niż Napoleona. W praktyce
wygląda to tak, że nasza baza znajduje się po lewej stronie ekranu (stąd
wyjeżdżają jednostki), zaś od prawej nadciąga armia wroga. W środkowej części
mapy możemy budować wieżyczki. Walka toczy się na trzech poziomach, lądowym
(czołgi, wieżyczki) i powietrznym podzielonym na dwie strefy, z których
pierwsza to większe statki, a druga bombowce i jety.
Cała filozofia polega na zdobyciu przewagi w każdej ze stref i nie
dopuszczeniu, by wróg zniszczył naszą bazę. Przez chwilę potencjał widziałem w
możliwościach ulepszeń bazy i jednostek, ale dość szybko zostałem sprowadzony
na ziemię gdyż:
a) Do ulepszeń raczej nie zabraknie nam surowca (jest tylko jeden i zbiera się automatycznie);
b) Gra jest zbyt prosta więc ulepszanie nie wymaga poświęcenia cennego czasu;
c) Na ogół postępy z początkowych etapów przechodzą do kolejnych, więc w gruncie rzeczy z misji na misje jest prościej, a przez to bardziej monotonnie, co według mnie mija się z celem.
a) Do ulepszeń raczej nie zabraknie nam surowca (jest tylko jeden i zbiera się automatycznie);
b) Gra jest zbyt prosta więc ulepszanie nie wymaga poświęcenia cennego czasu;
c) Na ogół postępy z początkowych etapów przechodzą do kolejnych, więc w gruncie rzeczy z misji na misje jest prościej, a przez to bardziej monotonnie, co według mnie mija się z celem.
Klik, klik, klik
Ostatnia „decydująca” potyczka była już tak
banalnie prosta, że sprowadzała się niemal wyłącznie do oglądania. Sama
kampania to 14 lokacji, których ukończenie zajmie około 2h. Wydawać się może,
że to zbyt krótko, ale przy tak powtarzalnej rozgrywce dłuższa być nie mogła.
Dla najbardziej wytrwałych przewidziany został dodatkowy tryb survival, w
którym ku zaskoczeniu dalej nic się nie zmienia.
Niestety uważam, że gra nie jest warta swojej ceny. Te 6.99€ można zainwestować znacznie lepiej, a według moich przewidywań produkcja od Quaint Emerald bardzo szybko wyląduje w bundlu.
Niestety uważam, że gra nie jest warta swojej ceny. Te 6.99€ można zainwestować znacznie lepiej, a według moich przewidywań produkcja od Quaint Emerald bardzo szybko wyląduje w bundlu.
Grę do recenzji udostępnił wydawca, dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz