Z pewnością wizja Kingdom
Wars 2: Battles, która powstała w głowach twórców studia Reverie World Studios,
INC. była dość huczna. Wielkie twierdze, oblężenia, niezliczone armie, misterne
taktyki, no i zombie, zombie muszą być, a i smoki! Jak to tak bez smoków? W
praktyce wyszło to tak, że po kilku godzinach zacząłem się zastanawiać czy to przypadkiem
nie wczesny dostęp.
Zacznę dzisiaj od
najbardziej irytującej rzeczy, a mianowicie oprawy graficznej. Pomijając już
optymalizację, na którą, mam wrażenie, nieco machnięto ręką, to od tej gry po
prostu bolą oczy. Niejednokrotnie miałem atrakcję pod tytułem: co to za
jednostka? Wszystko jest zbyt małe i zbyt zlewające się z otoczeniem. Gdy
dochodzi do oblężenia, to w nawale armii, trupów, krwi i ciał naprawdę nie widać
już niczego. Bywało, że cała zaplanowana prze zemnie taktyka poszła się huśtać,
bo jak tu zrobić cokolwiek, gdy nie wiadomo kto z kim i dlaczego? Zaraz jakaś
mądra głowa się odezwie, że przecież można sobie rolką przybliżyć. Ale cóż z
tego, że moje jednostki są większe, gdy zasięg widzenia drastycznie się
zmniejsza. Twórcy powinni wziąć się za usprawnienie tego elementu, jeśli chcą
przykuć gracz do monitora na dłużej.
Wracając na właściwy tor
recenzji, przyjrzyjmy się trybom rozgrywki, które oferuje „Wojna Królestw”.
Mamy multiplayer, w którym mówiąc z grubsza, możemy rywalizować lub
współpracować z innymi graczami. W zależności od tego jaką zabawę preferujemy,
możemy wybrać 1vs1, 2vs2, tryb survival lub po prostu każdy na każdego. Pomimo
nieco innej strefy czasowej nie miałem problemu ze znalezieniem przeciwnika.
Jeśli ktoś preferuje grę w trybie single, to ma do dyspozycji wymienione
powyżej tryby plus kampanię składającą się z pięciu rozdziałów. I tutaj kolejna
rzecz, która niejednokrotne podniosła mi ciśnienie. Jeżeli gram sobie kampanię,
to dlaczego nie mam możliwości zapisania się w dowolnym momencie? W każdym
rozdziale mamy dwa checkpointy, bez wiedzy kiedy i gdzie się pojawią. Jeśli
zdecydujemy się wyjść wcześniej, postęp przepada i wznawiamy grę od punktu
kontrolnego. Skąd ten pomysł? Dlaczego gra zmusza mnie do poświęcenia jej
więcej czasu, niż mogę i chcę? Mamy tu do czynienia z RTS-em, w którym nigdy
nie wiem jak długo zajmie osiągnięcie celów. I dlatego, gdy musiałem
niespodziewanie kończyć grę, mimo tego, że szło mi dość dobrze, to naprawdę nie
chciało się powtarzać wszystkiego od nowa. Jak dla mnie kolejny poważny minus,
przez który Kingdom Wars 2 traci w moich oczach.
Wątek fabularny zaczyna
się od konfliktu pomiędzy ludźmi a orkami. W pierwszym rozdziale, który jest
swojego rodzaju samouczkiem, przyjdzie nam stanąć po obu stronach konfliktu.
Szybko dostrzeżemy różnicę pomiędzy rasami. W późniejszym etapie do historii dołączą
również elfy i w ten sposób poznamy wszystkie grywalne rasy, ich charakterystkę
i ogólne prawa rządzące światem gry. Wspomnieć należy też o zombie, które rodzą
się z ciał poległych w bitwie. Jeśli w odpowiednim czasie nie uprzątniemy lub
spalimy ciał, przyjdzie nam mierzyć się z przeciwnikiem żądnym mózgów, a nie
naszego terytorium. Dlatego nawet gdy polegniemy podczas ataku, ciała naszych
żołnierzy dostając drugie życie mogą wciąż dręczyć rywala.
Każda ukończona gra to
również zdobyte surowce, które możemy wykorzystać do tworzenia kart z bonusami.
Mogą kojarzyć się one z tymi znanymi z Age of Empires III. Do każdej potyczki
możemy wybrać maksymalnie cztery karty i użyć ich tylko jednokrotnie. I tak oto,
możemy otrzymać pokaźny zastrzyk surowców, dodatkowe odziały żołnierzy, a nawet
przyzwać hydrę. Drugim zastosowaniem dla zdobytych materiałów jest
wykorzystanie ich na odblokowywanie kolejnych technologii. I to jest motyw,
który naprawdę mi się podoba. Mówiąc krótko, zaczynając grę nie mamy dostępu
niemalże do niczego. W koszarach możemy rekrutować po jednym typie jednostek, a
maszyny oblężnicze sprowadzają się do tarana i drabiny. Wraz z odblokowywaniem
kolejnych technologii (robić możemy to tylko w głównym menu) dostajemy dostęp
do kolejnych rodzajów jednostek, budynków, ulepszeń. Do naszych szeregów mogą
dołączy krasnoludy, magowie czy wspominane już smoki. Oczywiście im dana karta
lub technologia jest silniejsza, tym rzadszych materiałów potrzebujemy. Na
szczęście zawsze możemy skorzystać z możliwości wymiany z innym graczami w przeznaczonym
do tego rynku. Jako że dla każdej z trzech ras są przewidziane specjalne karty
i ulepszenia, to odblokowanie wszystkich zajmie naprawdę sporo czasu.
Weźmy pod lupę rozgrywkę na
przykładzie trybu bitwy dla jednego gracza. Zaczynamy dość standardowo. Ratusz
i kilku chłopów, których czym prędzej trzeba posłać do zbierania surowców:
drewno, złoto, kamień i pożywienie. Szybko musimy zadbać o podstawową obronę
murów i posłać tam łuczników. Jako, że nasza wioska jest jednocześnie fortem,
istotne jest powiększenie jej terenu i przemieniana drewnianej palisady w
solidny mur wyposażony w sprzęt pomagający nam odeprzeć atak. Później możemy
skupić się na ulepszeniach i atakach wroga. Na mapie gry znajdują się również
przeciwnicy niezależni, którzy najczęściej pilnują różnego rodzaju dóbr. Maksymalny
limit populacji wynosi 80, biorąc pod uwagę, że jednostka łuczników czy konnicy
składa się z około 20 rycerzy, armie z którymi przyjdzie nam walczyć są
naprawdę sporę. Produkcja podstawowego mięsa armatniego jest dość tania i
szybka, możemy pozwolić sobie na długą wymianę ciosów. Nawet gdy atak zakończy się
fiaskiem, może udać się coś podpalić czy spowodować wylęg nieumarłych.
Muszę przyznać, że
grałoby się naprawdę nieźle po wykluczeniu kilku irytujących błędów. Pomijając
oprawę graficzną, o której już wspomniałem, zdarza się, że nasze jednostki
gdzieś bezpowrotnie utkną. Na proste polecenia reagują czasem w irracjonalny
sposób. Zdarzyło mi się, że wysyłając jednostki w bój, zamiast wbiec przez
sforsowaną bramę, piechota rozbiegła się w różnych kierunkach. Strzały potrafią
przelecieć przez mury, a żołnierze przeniknąć przez przeszkody. Atakowani z
dystansu przeciwnicy czasem nie podejmują żadnych działań i dają się zwyczajnie
wystrzelać. Nie do końca wygodny jest dla mnie również system przemieszczania
wojsk. Ciężko jest utrzymać armię w zbitej grupie, a maszyny oblężnicze
potrafią żyć własnym życiem i nie do końca poprawnie reagować na rozkazy. Taran
jadący do bramy potrafi nawet przemknąć bez problemu przez zbitą grupę
piechoty. Gdy dochodzi do starcia w biegu, po kliknięciu w oddział wroga nasi
wojacy pobiegną wprost na tego jednego nieszczęśnika. Dopiero gdy ten padnie, zreflektują
się do ataku całej grupy. To właśnie tego typu niedopracowania spowodowały, że
zacząłem zastanawiać się czy nie jest to przypadkiem gra we wczesnym dostępie.
W mailu, który otrzymałem
od wydawcy była notka, że twórcy bardzo poważnie podchodzą do aktualizowania
swoich gier i w przyszłości mają pojawiać się one dość regularnie. Mam
nadzieję, że wiele błędów zostanie wykluczonych, co sprawi, że rozgrywka będzie
przyjemniejsza. Nie wątpię, że Kingdom Wars 2: Battles znajdzie wielu fanów,
którzy zatopią się w systemie mulitplayerowym, zrzeszając się w gildiach i
wspólnie szlifując taktyczne umiejętności. Zwyczajnego zjadacza single playerów
może jednak dość szybko odrzucić. No i pozostaje jeszcze kwestia ceny, na
chwilę obecną 28€, według mnie dość wysoka w stosunku do jakości.
Grę do recenzji udostępnił wydawca, dziękuję
Grę do recenzji udostępnił wydawca, dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz