sobota, 31 maja 2014

The Incredible Adventures of Van Helsing II - Recenzja

The Incredible Adventures of Van Helsing jest najlepszym przykładem tego jak wiele gatunek, który reprezentuje, zawdzięcza serii Diablo. Wielu próbowało sklonować prekursora hack’n’slashów, jednak Blizzard z każdą częścią zawiesza poprzeczkę coraz wyżej. Pomijając nawet ocenę takich wątpliwie etycznych działań i to, że gracze odbierają „kserowane” produkcje mniej entuzjastycznie, klonowanie nie ma najmniejszego sensu, co innego inspirowanie. Dlaczego pierwsza część przygód Van Helsinga została przyjęta tak dobrze? Bo miała charakter. Może jeszcze nie do końca ukształtowany, ale wyrazisty. Druga odsłona jest dojrzalsza, mam nadzieję, że powstanie kolejna, pełnoletnia.

Wellcome to Borgowia

Jak zwykł mawiać klasyk, praw­dzi­wego mężczyznę poz­na­je się nie po tym, jak zaczy­na, ale jak kończy. Ta sentencja doskonale pasuje do opisania fabuły drugiej części, w której zostajemy wrzuceni w wir wojny. Oblężone miasto broni się ostatkami sił, a jedyną nadzieją jest Van Helsing i jego piękna towarzyszka Lady Katarina, którą dobrze znamy z poprzedniej części. Sytuacja jest beznadziejna, kolejne posterunki padają, a wojska złego Harkera rosną w siłę, spychając armie ruchu oporu do podziemia. Tam sytuacja powoli zaczyna się odwracać. Przewagę nad przeciwnikiem pomaga nam zyskać demon/duch - Więzień Numer Siedem, który dzięki nam odzyskał wolność. To i żądza zemsty sprawia, że gotów jest nam służyć. Dzięki temu zyskujemy wskazówki o poczynaniach wrogach i kolejnych krokach, które musimy wykonać, żeby wyzwolić miasto. Jak już wspomniałem, początek nie jest najlepszy. Możemy czuć się lekko zdezorientowani i zagubieni, ale z biegiem czasu wygląda to coraz sensowniej i ciekawiej. I choć finał nie jest zbyt zaskakujący, może delikatnie drwić z inteligencji naszego bohatera, to w tajemnicy zdradzę, że z Van Helsingiem jeszcze się zobaczymy.


Steampunk = klimat

Każdy lubujący się w steampunkowych klimatach, powinien czuć się w obowiązku zagrać w produkcję Neocore Games. Pola bitwy w Borogowii pełne są uzbrojonych w karabiny strzelców, mechanicznych bestii, mutantów i ogromnych mechów. Na każdym kroku magia łączy się z technologią i choć może nie do końca wykorzystuje klimat, niczym rasowy rpg pokroju Arcanum to i tak można poczuć się świetnie, chowając miecze i wypakowując kilka serii z broni palnej. Ciekawie prezentują się także zróżnicowanie lokacje. I niezależnie od tego czy będą to miejskie kanały, zakazane góry czy magiczne wymiary, zawsze będziemy chcieli wyeksplorować je do końca. W przypadku hack’n’slash to niezmiernie ważne, nuda i rutyna całkowicie odbierają chęci do eksterminacji setek przeciwników.


Względem poprzedniej części zwiększono również ilość questów pobocznych i innych ciekawostek, na które możemy natknąć się podczas przygód. Czasem zmierzymy się z moralnym wyborem, który raczej nie jest rangi tych z serii „być albo nie być”, ale świadomość możliwości podjęcia decyzji jest miła. Jako że nie samym mordowaniem człowiek żyje, twórcy przewidzieli dla nas mini gierkę na rozruszanie szarych komórek. Żartowałem oczywiście, w mini gierce typu tower defense szlachtujemy sługusów Harkera całymi falami. Do naszej dyspozycji oddane zostało kilka typów wieżyczek/pułapek i całkiem spora ilość ich ulepszeń. Mimo tego, że plansze są dość rozległe, a przeciwnicy nadchodzą z wielu kierunków, to nie będzie to dla nas strategiczne wyzwanie. Trochę czasu zaabsorbuje nam też zarządzanie ruchem oporu, w którym dyrygując generałami wykonujemy drobne misje, zdobywamy artefakty i ulepszamy swoją podziemną siatkę. W późniejszym etapie gry w naszym biurze zamieszka chimera, która przyzwana na pole walki, stanie się silnym sprzymierzeńcem, a wysyłana na polowanie będzie zdobywać dla nas magiczne przedmioty, złoto i doświadczenie. Taka namiastka Tamagotchi.



Wykonywany zawód – łowca demonów

Każdy z nas chciałby tak odpowiedzieć wypełniając kolejny urzędowy kwestionariusz. Van Helsing się rozwinął i w drugiej części już na starcie możemy wybrać jedną z trzech klas: łowca – broń biała, palna, początkujący okultysta; taumaturg - mistrz magii okultystycznej i manipulacji; mistyczny mechanik – broń palna i wszelkie pochodne. Poszczególne drzewka umiejętności również zostały przebudowane, są bardziej rozległe. Wszyscy lubiący bawić się w buildy mają pełne pole do popisu. Przyczepić muszę się do atrybutów. Mamy cztery podstawowe – kondycja, zręczność, siła woli, szczęście. Jak dla mnie jest ich albo za mało, albo są zbyt schematyczne, bo po kilku poziomach doszło do tego, że pakowałem tylko w jeden współczynnik. Reszta była mi potrzebna tak samo jak głupkowata czapka, którą nosiłem przez większość gry. Właściwości miała przednie, ale design uszatki Gustlika z „Czterech pancernych”. Pech chciał, że dopiero pod koniec odkryłem opcję ukrycia hełmu. Przedmioty sypią się na gęsto, więc jeśli ma ktoś w sobie syndrom sroki z pewnością się ucieszy. Ponarzekać mogę jedynie na brak ciekawej opcji przehulania żołdu. Zer na koncie przybywa dość szybko, a mimo tego złoto traci na wartości.

 

Śmiech to zdrowie - powiedział nieumarły

Humor to kolejna po steampunku rzecz, która podsyca ogień klimatu. Motywem napędowym są słowne utarczki pomiędzy głównymi bohaterami. Ironiczny, niebanalny i miejscami czarny humor sprawiają, że chce się przeczytać każdą chmurkę tekstu. Za mistrzowskim akcentem Lady Katariny można było tęsknić. Charakterystyczne twarde R (nie! nie takie jak u premiera) w jej wykonaniu jest muzyką dla uszu. W dialogach znajdziemy nawiązanie do wielu historii, choćby do naszego rodowitego Wiedźmina. Neocore Games mają świetne poczucie humoru i z pewnością nie raz za ich sprawą się uśmiechniecie.


Jak piękna i głośna jest Borgowia?

Wykorzystano ten sam silnik, ale mam wrażenie, że druga część wygląda nieco lepiej. Od potworów, poprzez lokacje wszystko wygląda naprawdę dobrze. Na wyróżnienie zasługuje wykorzystanie dalszych planów. Stojąc na moście, bez problemu zobaczymy co się dzieje w kanionie, a przeczesując dachy budynków w oddali dojrzymy wrogów czyhających na ulicach miasta. Czasem naprawdę warto zatrzymać się na fotkę krajobrazu. Wydaje mi się, że nieco oberwało się optymalizacji i czasem potrafi nieźle szarpnąć. Soundtrack bardzo zbliżony do tego z poprzedniej części, nie wyróżniający się niczym specjalnym. Ot przyjemne brzdękanie, które jednym uchem wpada, a drugim wypada. Na ogromną naganę (choć pewnie kilka przekleństw już poleciało w tym kierunku) zasługują ludzie odpowiedzialni za tłumaczenie – brak napisów w przerywnikach, brak synchronizacji chmurek dialogowych z postaciami, w ogóle niespolszczona część umiejętności i właściwości, błędy językowe. Generalnie, lekki brak poszanowania dla osób liczących na polską wersję.

Podsumowując

Ja w zupełności dostałem, to czego się spodziewałem. Porządnego hack’n’slasha, który mnie wciągnie na kilkanaście godzin. Neocore Games odrobiło lekcje i dopracowało swój tytuł o oczko w górę, oczywiście przydałoby się jeszcze kilka szlifów, ale mam nadzieję, że konsekwentnie kolejna odsłona będzie jeszcze lepsza. Biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę już w dniu premiery, bez wątpienia po raz kolejny dam się wyciągnąć Van Helsingowi, a może bardziej Lady Katarinie w niesamowite przygody.

+ Humor                                                                                            
+ Dobra oprawa graficzna                                                               
+ Porządna siepanina                                                                       
+ Cena
+ Budowanie marki

---

- Słaby początek

- Kiepskie spolszczenie

- Kilka drobnych niedociągnięć
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz