The Incredible Adventures of Van Helsing jest najlepszym przykładem
tego jak wiele gatunek, który reprezentuje, zawdzięcza serii Diablo. Wielu
próbowało sklonować prekursora hack’n’slashów, jednak Blizzard z każdą częścią
zawiesza poprzeczkę coraz wyżej. Pomijając nawet ocenę takich wątpliwie
etycznych działań i to, że gracze odbierają „kserowane” produkcje mniej
entuzjastycznie, klonowanie nie ma najmniejszego sensu, co innego inspirowanie.
Dlaczego pierwsza część przygód Van Helsinga została przyjęta tak dobrze? Bo
miała charakter. Może jeszcze nie do końca ukształtowany, ale wyrazisty. Druga
odsłona jest dojrzalsza, mam nadzieję, że powstanie kolejna, pełnoletnia.
Wellcome to Borgowia
Jak zwykł mawiać klasyk, prawdziwego mężczyznę poznaje się
nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Ta sentencja doskonale
pasuje do opisania fabuły drugiej części, w której zostajemy wrzuceni w wir
wojny. Oblężone miasto broni się ostatkami sił, a jedyną nadzieją jest Van
Helsing i jego piękna towarzyszka Lady Katarina, którą dobrze znamy z poprzedniej
części. Sytuacja jest beznadziejna, kolejne posterunki padają, a wojska złego
Harkera rosną w siłę, spychając armie ruchu oporu do podziemia. Tam sytuacja
powoli zaczyna się odwracać. Przewagę nad przeciwnikiem pomaga nam zyskać demon/duch
- Więzień Numer Siedem, który dzięki nam odzyskał wolność. To i żądza zemsty sprawia,
że gotów jest nam służyć. Dzięki temu zyskujemy wskazówki o poczynaniach
wrogach i kolejnych krokach, które musimy wykonać, żeby wyzwolić miasto. Jak
już wspomniałem, początek nie jest najlepszy. Możemy czuć się lekko
zdezorientowani i zagubieni, ale z biegiem czasu wygląda to coraz sensowniej i
ciekawiej. I choć finał nie jest zbyt zaskakujący, może delikatnie drwić z
inteligencji naszego bohatera, to w tajemnicy zdradzę, że z Van Helsingiem
jeszcze się zobaczymy.
Steampunk = klimat
Każdy lubujący się w steampunkowych klimatach, powinien czuć
się w obowiązku zagrać w produkcję Neocore Games. Pola bitwy w Borogowii pełne
są uzbrojonych w karabiny strzelców, mechanicznych bestii, mutantów i ogromnych
mechów. Na każdym kroku magia łączy się z technologią i choć może nie do końca
wykorzystuje klimat, niczym rasowy rpg pokroju Arcanum to i tak można poczuć
się świetnie, chowając miecze i wypakowując kilka serii z broni palnej.
Ciekawie prezentują się także zróżnicowanie lokacje. I niezależnie od tego czy
będą to miejskie kanały, zakazane góry czy magiczne wymiary, zawsze będziemy
chcieli wyeksplorować je do końca. W przypadku hack’n’slash to niezmiernie
ważne, nuda i rutyna całkowicie odbierają chęci do eksterminacji setek
przeciwników.
Względem poprzedniej części zwiększono również ilość questów
pobocznych i innych ciekawostek, na które możemy natknąć się podczas przygód.
Czasem zmierzymy się z moralnym wyborem, który raczej nie jest rangi tych z serii
„być albo nie być”, ale świadomość możliwości podjęcia decyzji jest miła. Jako że
nie samym mordowaniem człowiek żyje, twórcy przewidzieli dla nas mini gierkę na
rozruszanie szarych komórek. Żartowałem oczywiście, w mini gierce typu tower
defense szlachtujemy sługusów Harkera całymi falami. Do naszej dyspozycji
oddane zostało kilka typów wieżyczek/pułapek i całkiem spora ilość ich
ulepszeń. Mimo tego, że plansze są dość rozległe, a przeciwnicy nadchodzą z
wielu kierunków, to nie będzie to dla nas strategiczne wyzwanie. Trochę czasu
zaabsorbuje nam też zarządzanie ruchem oporu, w którym dyrygując generałami
wykonujemy drobne misje, zdobywamy artefakty i ulepszamy swoją podziemną
siatkę. W późniejszym etapie gry w naszym biurze zamieszka chimera, która
przyzwana na pole walki, stanie się silnym sprzymierzeńcem, a wysyłana na
polowanie będzie zdobywać dla nas magiczne przedmioty, złoto i doświadczenie.
Taka namiastka Tamagotchi.
Wykonywany zawód – łowca demonów
Każdy z nas chciałby tak odpowiedzieć wypełniając kolejny
urzędowy kwestionariusz. Van Helsing się rozwinął i w drugiej części już na
starcie możemy wybrać jedną z trzech klas: łowca – broń biała, palna, początkujący
okultysta; taumaturg - mistrz magii okultystycznej i manipulacji; mistyczny
mechanik – broń palna i wszelkie pochodne. Poszczególne drzewka umiejętności
również zostały przebudowane, są bardziej rozległe. Wszyscy lubiący bawić się w
buildy mają pełne pole do popisu. Przyczepić muszę się do atrybutów. Mamy
cztery podstawowe – kondycja, zręczność, siła woli, szczęście. Jak dla mnie
jest ich albo za mało, albo są zbyt schematyczne, bo po kilku poziomach doszło
do tego, że pakowałem tylko w jeden współczynnik. Reszta była mi potrzebna tak
samo jak głupkowata czapka, którą nosiłem przez większość gry. Właściwości
miała przednie, ale design uszatki Gustlika z „Czterech pancernych”. Pech
chciał, że dopiero pod koniec odkryłem opcję ukrycia hełmu. Przedmioty sypią
się na gęsto, więc jeśli ma ktoś w sobie syndrom sroki z pewnością się ucieszy.
Ponarzekać mogę jedynie na brak ciekawej opcji przehulania żołdu. Zer na koncie przybywa
dość szybko, a mimo tego złoto traci na wartości.
Śmiech to zdrowie - powiedział nieumarły
Humor to kolejna po steampunku rzecz, która podsyca ogień
klimatu. Motywem napędowym są słowne utarczki pomiędzy głównymi bohaterami.
Ironiczny, niebanalny i miejscami czarny humor sprawiają, że chce się
przeczytać każdą chmurkę tekstu. Za mistrzowskim akcentem Lady Katariny można
było tęsknić. Charakterystyczne twarde R (nie! nie takie jak u premiera) w jej
wykonaniu jest muzyką dla uszu. W dialogach znajdziemy nawiązanie do wielu historii,
choćby do naszego rodowitego Wiedźmina. Neocore Games mają świetne poczucie
humoru i z pewnością nie raz za ich sprawą się uśmiechniecie.
Jak piękna i głośna jest Borgowia?
Wykorzystano ten sam silnik, ale mam wrażenie, że druga
część wygląda nieco lepiej. Od potworów, poprzez lokacje wszystko wygląda naprawdę
dobrze. Na wyróżnienie zasługuje wykorzystanie dalszych planów. Stojąc na
moście, bez problemu zobaczymy co się dzieje w kanionie, a przeczesując dachy
budynków w oddali dojrzymy wrogów czyhających na ulicach miasta. Czasem
naprawdę warto zatrzymać się na fotkę krajobrazu. Wydaje mi się, że nieco
oberwało się optymalizacji i czasem potrafi nieźle szarpnąć. Soundtrack bardzo
zbliżony do tego z poprzedniej części, nie wyróżniający się niczym specjalnym.
Ot przyjemne brzdękanie, które jednym uchem wpada, a drugim wypada. Na ogromną naganę
(choć pewnie kilka przekleństw już poleciało w tym kierunku) zasługują ludzie odpowiedzialni
za tłumaczenie – brak napisów w przerywnikach, brak synchronizacji chmurek
dialogowych z postaciami, w ogóle niespolszczona część umiejętności i
właściwości, błędy językowe. Generalnie, lekki brak poszanowania dla osób
liczących na polską wersję.
Podsumowując
Ja w zupełności dostałem, to czego się spodziewałem.
Porządnego hack’n’slasha, który mnie wciągnie na kilkanaście godzin. Neocore
Games odrobiło lekcje i dopracowało swój tytuł o oczko w górę, oczywiście
przydałoby się jeszcze kilka szlifów, ale mam nadzieję, że konsekwentnie
kolejna odsłona będzie jeszcze lepsza. Biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę już w
dniu premiery, bez wątpienia po raz kolejny dam się wyciągnąć Van Helsingowi, a
może bardziej Lady Katarinie w niesamowite przygody.
+ Humor
+ Dobra oprawa graficzna
+ Porządna siepanina
+ Cena
+ Budowanie marki
+ Dobra oprawa graficzna
+ Porządna siepanina
+ Cena
+ Budowanie marki
---
- Słaby początek
- Kiepskie
spolszczenie
- Kilka drobnych niedociągnięć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz