Do „Downfall” podszedłem
z czystą kartą, nie wiedząc, że jest to remake, ani nie znając poprzedniego
dziecka Remigiusza Michalskiego, „The Cat Lady”. Dowodzi to, że ten remake był
potrzebny. Gra w odświeżonej i udoskonalonej formie trafiła do jeszcze większej
grupy odbiorców, z których część z pewnością zostanie nowymi fanami
niebanalnych produkcji od Harvester Games.
Gry przygodowe mają wiele
wspólnego z książkami. W obydwu przypadkach najważniejsza jest historia, w
którą odbiorca ma wpaść całym sobą. Jeszcze lepiej gdy ta historia jest niejednoznaczna,
zaskakująca i pozostawia spore pole do interpretacji. Tak dzieje się w wypadku
Downfall, w której z każdym postępem w fabule pojawia się coraz więcej
niejasnych sytuacji.
Akcja rozgrywa się w
hotelu Quiet Heaven, w którym para naszych bohaterów, Joe and Ivy zatrzymała się,
by przeczekać nadciągający sztorm. Warto nadmienić, że przyczyną wyjazdu była
próba ratowania ich podupadającego związku. Główna akcja zaczyna się, gdy nad
ranem okazuje się, że Ivy sprawiająca wrażenie delikatnie obłąkanej znika, a
Joe gotów jest zrobić wszystko, by ją odnaleźć. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to
dość banalnie, szczególnie, że jest to horror, ale pamiętajcie, że horror
horrorowi nie równy. Nie chodzi tu o sytuację, w której przestraszy nas
wypadający zza ściany potwór pokroju zombii, a w ukrytym pomieszczeniu
znajdziemy zatopione w formalinie organy ofiar seryjnego mordercy. Fakt,
Downfall jest obficie okraszony krwią, przemocą i wulgaryzmami, ale najstraszniejsze
rzeczy dzieją się wewnątrz naszego bohatera, który staje przed trudnymi
wyborami i duchami przeszłości. Sam wzbraniałem się przed popełnieniem pierwszego
zabójstwa i dość długo szukałem alternatywy (może takowa jest?). Po pewnym
czasie poddałem się i pierwszy trup był już na koncie. Później poszło z już
górki, trup ścielił się gęsto, a mi pozostało szukanie wymówek i tłumaczenie
się przed samym sobą, że przecież to nie jest tak!
Kolejnym wyróżnikiem na
tle większości gier przygodowych jest to, że w Downfall poruszonych zostaje
wiele problemów społecznych, takich jak brak akceptacji, depresja, walka z
demonami przeszłości, relacjami partnerskimi i borykanie się z własnymi
słabościami. Jednak nie na taką skalę, by emocjonalnie dobić gracza.
Sama mechanika jest dość
prosta i polega na eksplorowaniu lokacji w poszukiwaniu przedmiotów, które
wykorzystamy w późniejszym etapie. Nie zabraknie też dialogów, na które dość
częstą reakcją będzie What the fuck? Generalnie, rozgrywka wydaje się dość
intuicyjna, ale to tylko pozory, które sprawiają gry z więcej niż jednym
zakończeniem. Co ciekawe, po napisach końcowych otrzymujemy informację o ilości
zdobytych punktów ( zdobyłem 24/27, jeśli mnie pamięć nie myli), a z
niezdobytych achivmentów szybko zorientowałem się, że kilka rzeczy ominąłem. Ukończenie
gry zajęło mi lekko ponad 4 godziny, ale jeśli zechcemy pójść inną drogą, to z
pewnością czas ten znacznie się wydłuży. Nie do końca jednak zrozumiałem zamysł
autorów jeśli chodzi o autosave i możliwość swobodnego zapisu w dowolnej
chwili. Osobiście, ani nie razu nie wczytałem gry z powodu
niesatysfakcjonującego wyniku moich
działań. Trochę się to mija z celem. Jeśli gra chce nam coś przekazać i
sprawić, że mamy dogłębnie wczuć się w bohaterów, powinna konsekwentnie karać
lub nagradzać nas za podjęte decyzję . W ten sposób daje nam wolną rękę i
jednym kliknięciem możemy zmienić zdanie, tracąc co najwyżej kilka minut
rozgrywki.
Znacznej poprawie
względem oryginału uległa oprawa audiowizualna. Całość utrzymana jest w
ponurych odcieniach czerni i szarości, przełamywanych przez mocną czerwień
krwi. Większość obrazów jakie zobaczymy podczas gry to ręcznie malowane rysunki,
poddane komputerowej przeróbce. Generalnie, prezentuje się to całkiem ładnie i klimatycznie.
Zdarzały się jednak momenty, w których niektóre rzeczy wyglądały nadzwyczaj
nienaturalnie. Kanciaste, sprawiające wrażenie lekko wyrwanych z ogólnego
konceptu (patrz: świnia, screen poniżej). Tym razem również wszystkie postacie
w Downfall mówią własnym głosem. Aktorzy spisują się dość dobrze, chociaż
niektórym może nie spodobać się brak pełnej spójności pomiędzy dramaturgią
sytuacji, głosem i animacją bohatera. Nawet gdy na ekranie dzieje się coś złego,
Joe wygląda na zachowującego zimną krew, a ty zastanawiasz się jak on tak może?
To jest po prostu kwestia stylu gry i nie ma najmniejszego powodu by się tego
czepiać.
Jak już wspominałem,
cieszę się, że odświeżona wersja Downfall powstała. Mam nadzieję, że o grach od
Harvester Games usłyszymy w przyszłości. Historie opowiadane w ten sposób,
nawet jeśli podobne w mechanice, nie dadzą się nudzić.
Grę do recenzji udostępnił wydawca, dziękuję
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń