wtorek, 1 marca 2016

Balrum - Recenzja


Premiera Balrum miała mieć miejsce już jakiś czas temu, ale twórcy ze studia Balcony Team złapali lekki poślizg i otrzymaliśmy informację, że gra ukaże się dopiero w lutym. I tak trzymani byliśmi w niepewności aż do ostatniego dnia miesiąca.

Z informacji technicznych, Balrum to gra rpg w otwartym świecie, z kamerą w rzucie izometrycznym. Walki prowadzone są w systemie turowym, co w połączeniu z szatą graficzną, która mi osobiście kojarzy się nieco z Arcanum sprawia, że mamy wrażenie obcowania ze „starą szkołą”.


W cieniu drzew

Jak wcześniej przyznałem, nie udało mi się jeszcze tytułu ukończyć, także jak wygląda fabuła w końcowej części gry nie wiem. Z początku jednak zbyt kolorowo nie jest. Nasza przygoda zaczyna się w małej wiosce położonej w sercu lasu. Owa wioska powstała tam dlatego, że świat pogrążony jest w chaosie, a las daje swoim mieszkańcom idealne schronienie. Jak się szybko okazuje, nie  dlatego, że jest nadzwyczaj gęsty, a kolce sosny skutecznie odstraszają napastników. Pośród drzew skryta jest mroczna tajemnica, którą na skutek nieprzewidzianych wypadków wyjawią nam najstarsi mieszkańcy. Naszym pierwszym, głównym celem będzie odnalezienie rodziny, zaginionej w niewyjaśnionych okolicznościach, którym towarzyszył wątpliwie upozorowany pożar. Dość szybko w naszym dzienniku pojawią się kolejne wpisy z zadaniami takimi jak zbieranie pszczół, dostarczenie stolarzowi drewna czy wymagające nieco większej odwagi rozprawienie się z watahą żab pod komendą ropuchy alfa. Pomimo tego, że questy poboczne nie są zbyt skomplikowane i nie przyszło mi jeszcze podejmować decyzji mającej dalekosiężne skutki, to kilkukrotnie Balrum mnie zaskoczyło. I tak oto, gdy spotkałem kobietę z objawami żółtaczki, czym prędzej udałem się w poszukiwaniu lekarstwa do alchemika. Dzięki cudownemu gatunkowi drzewa, które niedawno odkrył (z naszą pomocą), udało mu się stworzyć lekarstwo. Po jego podaniu kobieta zmieniła się w modliszkę i ruszyła do ataku. A przecież nawet do niczego nie doszło? 


Od gracki po claymore

Jako, że nasza postać nie jest obarczona obowiązkiem przynależności do danej klasy, kreator opiera się na odpowiedzi na trzy pytania, które wcale nie zamkną ścieżek rozwoju naszego bohatera. A ten wybór nigdy nie jest łatwy i jednoznaczny, bo punktów rozwoju, które otrzymujemy  z kolejnymi poziomami nie ma zbyt wiele, a przecież trzeba zdecydować, czy chcemy poświecić się farmerstwu, stolarstwu czy zostać mistrzem kuchni. Oczywiście to są umiejętności pośrednie, których zadaniem jest urozmaicić i nieco wydłużyć rozgrywkę. Te bardziej istotne jak walka mieczem, łucznictwo czy umiejętność otwierania zamków są dużo bardziej przydatne, gdy chcemy robić szybsze postępy w fabule. Warto zaznaczyć, że za wypełnienie zadań otrzymujemy znacznie więcej punktów doświadczenia niż za pokonanie przeciwnika, natomiast za zabicie najmocniejszych potworów pokroju bossów dostaniemy symbolicznie nagrodzeni punktem nauki. Fani spokojniejszego grania znajdą coś dla siebie, bo w Balrum mamy możliwość wybudowania i umeblowania własnego domku w specjalnie wyznaczonej do tego strefie. To właśnie tam możemy zająć się farmerstwem i zdobywać materiały potrzebne nam do przyrządzenia konkretnego dania. I choć uważam tego typu elementy za zbędne i wolę się skupić na poznawaniu kolejnych części opowieści, to przyznam się, że mam już swoją małą chatkę nad jeziorem, taką z kominkiem, o której skrycie marzę.


Głęboki po kostki

W pierwszym zdaniu opisu na Steamie twórcy zapewniają nas o głębokim, taktycznym systemie walki. Ktoś tutaj ewidentnie puścił wodze fantazji. Po przegraniu kilku godzin na normalnym poziomie trudności, jeszcze w tą głębinę nie wpadłem i póki co się na to nie zapowiada. Fakt, że nasz bohater umie posługiwać się łukiem, mieczem, a i od zaklęć nie stroni, nie czyni tu czegoś nadzwyczajnego. Siłą mojej postaci jest właśnie łuk i dopóki mam pełny kołczan, to mogę trzymać przeciwnika na dystans dostatecznie długo. W praktyce wygląda to tak, że zaczynam walkę od wywołania krwawienia i poprawiam fireballem. Obie te umiejętności zadają obrażenia rozłożone w czasie, więc pozostaje mi tylko unikać zwarcia. Gdy przeciwnik podejdzie niebezpiecznie blisko, oślepiam go, co daje mi trochę czasu na ucieczkę i tak aż do wygranej. Każdy sposób na walkę jest dobry, jeśli jest skuteczny, ale od tak pochwalnych słów na temat tego systemu raczej bym stronił. Nawet nasz sprzymierzeniec w postaci psa nie za wiele tutaj zmienia, choć i dla niego twórcy przeznaczyli specjalne umiejętności. Nie mówię oczywiście, że jest źle, ale jak to wygląda naprawdę, bo twórcy na ogół przesadzają, starając się zrobić dobre wrażenie. Moim zdaniem, powinni zostać tylko przy taktycznym, turowym systemie. Moją uwagę dużo bardziej przyciągnął taki smaczek, że gdy na przykład wykończymy sarnę przy użyciu ognistej strzały to mięso, które będziemy mogli zebrać, będzie już upieczone. Takie drobne szczególiki lubię najbardziej.


3 ziemniaki, 1 kurze jajo, 3 marchewki i trochę soli

W tego typu grze oczywiście nie mogło zabraknąć craftingu. Możesz wytwarzać niemal wszystko, od broni i pancerza, przez mikstury, po kubek kawy. Możemy korzystać z gotowych receptur, które znajdziemy lub kupimy, ale także starać się wymyślić coś na własną rękę. Materiały pozyskać jest raczej łatwo, bo natura hojnie obdarzyła las, w którym przyszło nam mieszkać. Oczywistym jest, że z czym rzadszym surowcem obcujemy, tym większych umiejętności do tego będziemy potrzebować, a jak już wspominałem, punkty nauki nie rozpieszczają. Także nie ma co liczyć, że od razu uda nam się wykuć miecz zagłady zła +3, który będzie już z nami do końca rozgrywki. Kolejnym utrudnieniem jest posiadanie przez naszą postać niezwykle tajemniczej mocy, która powoduje, że jest zdolna odczuwać głód i pragnienie. Te dwa wskaźniki dużo szybciej spadają, jeśli pracujemy przy wyrębie i wydobyciu, dlatego nie jest tak, że będziemy mogli skosić cały las od ręki. Problem pragnienia nie jest aż tak trudny to rozwiązania, bo wystarczy napełnić manierkę w najbliższej studni i to wystarcza nam na dość długo. Z pożywieniem jest nieco gorzej, bo trzeba poświecić trochę czasu na jego zebranie czy pieniędzy na kupno, a stan portfela na ogół bardziej przypomina koniec miesiąca. W naszym plecaku może pojawić się larwa, która będzie podjadać nasze zapasy, dopóki jej nie rozgnieciemy. Kolejna, zdawałoby się drobna rzecz, a cieszy.


Szata graficzna i oprawa audio

Tak jak wspominałem na początku, grafika jak najbardziej potęguje wrażenie, że mamy do czynienia z oldschoolem. Ale jak mówi stare porzekadło, nie szata zdobi człowieka. Osobiście jestem skłonny przymknąć oko na wszelkie niedogodności związane z grafiką, jeśli wszystko byłoby minimalnie większe. Jest możliwość zrobienia dość dużego zbliżenia przy pomocy kółka myszy, ale nie idzie to w parze z jakością, otrzymujemy rozmytą  pikselozę. Na audio też można nieco ponarzekać, bo jest po prostu nijakie, smętne i monotonne. Przydałoby się coś bardziej charakterystycznego.


Podsumowanie

Trzeba pamiętać, że Balrum jest grą stworzoną przez dwuosobową ekipę, która poświeciła kilka lat, by tytuł ujrzał światło dziennie. Jest to ich pierwsza gra, a ja mam nadzieję, że nie ostatnia. Z przyjemnością przyjąłbym też wszelkie dodatki i usprawnienia, które być może w przyszłości chcieliby wprowadzić do Balrum, bo przecież tak naprawdę jeśli mechanika przypadnie wam do gustu, to gra ma w sobie duży potencjał rozwoju.  Jednak to zależy już od twórców i od tego jak tytuł się przyjmie wśród graczy. Jeśli przeczytałeś recenzję i odnosisz wrażenie, że tego typu produkcja przypadłaby Ci do gustu, to raczej nie musisz się zastawiać. Osobiście, polecam.

Grę do recenzji w wersji press preview udostępnił wydawca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz