wtorek, 15 grudnia 2015

Death Goat – Recenzja (early access)


Widząc grę o takim tytule, z automatu zdajesz sobie sprawę, że żarty właśnie się skończyły i przyszedł czas spłacić zaciągnięty u Mefistofelesa dług. 
Zaznaczmy, że jest to gra, która obecnie dostępna jest w ramach early access, ale jak zapewniają twórcy, jest prawie gotowa, więc możemy  być niemal pewni, że finalna wersja się ukaże. Death Goat to prosty w mechanice shooter z widokiem z lotu ptaka. Zabawa polega na odpieraniu kolejnych fal przeciwników, nie dając się przy tym zabić. Zanim jednak zaczniemy siać pogrom, musimy stworzyć sobie do tego odpowiednie warunki.


Wybieramy lokację (aktualnie dostępne są trzy, mam nadzieję, że będzie więcej) i bohatera spośród takich osobowości jak Death Goat, Death Witch, Death Granny, Death Kitty, Death Tank i tylko ten ostatni różni się delikatnie od pozostałych w kwestii umiejętności (zaczyna bez standardowej osłony, ale dzięki zamontowanym na przodzie kolcom może rozjeżdżać przeciwników). Gdyby w Terminal Press pracował ktoś z polskim paszportem, pewnie pojawiłby się Death Korwin, który do masakrowania nadaje się przecież jak nikt inny.



Najważniejszą rzeczą jest tak naprawdę wybór soundtracku. Ostre, metalowe brzmienia powodują, że jeszcze bardziej wczuwamy się w klimat rzezi. Na ogół nie słucham tego typu muzyki, a ostatnia gra, którą z takimi połączeniem kojarzę to Carmageddon i kawałki Iron Maiden. W Death Goat to właśnie muzyka powoduje, że warto jej poświęcić trochę czasu. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się nieco nudne, to zaufajcie mi, że jeżeli już raz zagramy, to ciężko jest się później powstrzymać przed ponownymi próbami i uzyskaniem lepszego wyniku.


Bo to tak naprawdę jest celem w tej grze. Oczywiście z każdą kolejną falą przeciwników jest więcej i są bardziej wymagający, ale otrzymujemy też większą ilość punktów. Podczas zabawy z wrogów wypadać będą specjalne bronie, które nam w tym pomogą. Nie ma tego za wiele, ale pozostaje mieć nadzieję, że być może to się zmieni. Według mnie balans pomiędzy poszczególnymi broniami jest trochę zachwiany, bo na przykład broń jaką jest „niebieski laser”, w dalszym etapie gry jest  bezużyteczna i zebranie jej może narobić więcej straty niż pożytku. Kolejną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy jest to, że gdy polegniemy i stracimy jedno z żyć, odradzamy się na środku planszy, a gdy w pobliżu nie będzie żadnej wolnej mocy do podniesienia, to z góry możemy spisać się na straty. Przeciwników będzie za dużo, a przy szóstej fali wrogowie nic nie robią sobie ze standardowych obrażeń. W takiej sytuacji najlepiej sprawdza się moc specjalna ukryta pod prawym przyciskiem, która pozwala wyczyścić obszar z wrogów, ale możliwość jej użycia jest ograniczona i nie zawsze będzie dostępna. Dlatego nawet jeśli przy pierwszej próbie utrzymamy się żywi dość długo, to przy odrobinie pecha pozostałe dwie szanse stracimy w mgnieniu oka.


Ostatnią rzeczą, która powinna być jak najszybciej zmieniona jest brak kursora gry. Na tle wszystkiego, ten systemowy wygląda naprawdę źle. Muszę przyznać, że ciężko się opowiada tekstem o grze jaką jest Death Goat, dlatego możliwe, że więcej się dowiecie, oglądając fragment rozgrywki.





Grę do recenzji udostępnił wydawca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz