środa, 2 grudnia 2015

12 is Better Than 6 - Recenzja


W ostatnim czasie zdiagnozowałem u siebie pewne zboczenie, cholernie lubię gry w klimatach dzikiego zachodu. Nigdy nie czytałem przygód Winnetou, a westerny kojarzą mi się tylko z czarno-białymi filmami, które na antenie telewizji skutecznie usypiały w niedzielne południa. Jednak, gdy w moje ręce wpadnie gra, której bohater dzierży sześciościostrzałowca, wyobraźnia ożywa i żałuję, że nigdy nie dane mi było napić się taniej whisky w salonie, gdzieś na końcu świata. Stąd też postanowienie, że od tej pory już nie przepuszczę żadnej kowbojskiej przygody, w związku z tym dzisiaj przyjrzymy się grze 12 is Better Than 6 od studia Ink Stains Games.

Meksykaninie nie lubią gringo

12 is Better Than 6 należy raczej do mniejszych produkcji, które mają tylko i wyłącznie jeden cel, zapewnić dobrą zabawę przez kilka godzin. Próżno w niej szukać morałów, nie wpłynie na nasz światopogląd , a po zakończeniu nie wgniecie w fotel skłaniając do refleksji. Nie znaczy to jednak, że nie należy jej się uwaga, a wręcz przeciwnie, świetnie wywiązuje się ze swojej roli.W grze przyjdzie nam się wcielić w Meksykanina, takiego z ogromnym sombrero i sumiastym wąsem, który przez większość czteroaktowej historii stara się odzyskać pamięć i odkryć między innymi, dlaczego poszukiwany jest listem gończym. I pomimo tego, że fabuła nie jest porywająca, to pojawiająca się gdzieniegdzie narracja lub dialog, stanowi dobrą odskocznię od pociągania za spust. Warto dodać, że oprócz białych twarzy ołów pakować będziemy w Indian a nawet Chińczyków, także jest jakaś różnorodność, jeśli robi to komuś różnicę.


Czasem wystarczy krzywe spojrzenie

Jako, że ktoś ciągle poluje na nas i vice versa, to trup ściele się gęsto i tylko czasem w mieście mamy odrobinę spokoju na uzupełnienie zapasów i szybką tequilę. Bo tak naprawdę tutaj chodzi tylko o jedno, masową eksterminacje przeciwników. Szybka akcja, strzały, przeładowania i zgony. Nasz lub ich, nie ma kompromisów. Tutaj naprawdę trzeba być szybkim, bo na ogół ginie się po pierwszym trafieniu. Jedynym utrudnieniem dla gracza jest to, że przed oddaniem każdego strzału (lewy przycisk myszy) należy się przygotować (prawy przycisk myszy), w praktyce trzeba je wcisnąć niemal jednocześnie. No chyba, że preferujemy dubeltówkę, wtedy bez oporu możemy huknąć z dwóch rur, jednak dla mnie przeładowanie trwało zbyt długo. Najchętniej więc sięgałem po rewolwery, a gdy po wykupieniu jednego z ulepszeń mogłem korzystać jednocześnie z dwóch, stałem się istnym szatanem zagłady. Oprócz dwóch wyżej wymienionych, będziemy mogli korzystać z Winchestera, dynamitów, działka Gatlinga, łuku  a także broni białej takiej jak kilof, siekiera i szpadel. Jak dla mnie mogłoby być tego więcej, szczególnie, że broni białych używa się tylko gdy gra nas do tego zmusza i prawdę mówiąc były to najbardziej irytujące mnie fragmenty. Jednocześnie możemy korzystać tylko z jednej broni z wyjątkiem noża, która zawsze jest na podorędziu i służy do bezszelestnego zabijania przeciwników przez zaskoczenie. Pojawia się pytanie po co, kiedy to my jesteśmy najszybsi na całym dzikim zachodzie. Otóż może i tak, ale kul w bębenku może okazać się za mało, gdy po głośnym wystrzale zlecą się wszyscy okoliczni amatorzy skalpu. Dlatego przed rozpoczęciem strzelaniny, gdy jest to tylko możliwe najlepiej jest pozbyć się przy pomocy noża tych stojących tyłem lub beztrosko zalegających w łóżkach.


Heniu, daj długopis to narysujemy sobie grę

Wizytówką i najbardziej charakterystyczną cechą „12 is Better Than 6” jest ręcznie rysowana grafika. Śmiem przypuszczać, że pierwsze szkice rodziły się wiele lat temu na ostatnich stronach zeszytów podczas nudnych lekcji czy wykładów. Jak widać na screenach, wszystko jest w odcieniach granatu, bieli i czerni, i tylko plamy z posoki są jedynym ożywczym kolorem. Czasem problemem może stać się przeciwnik, który zlewając się z otoczeniem, pakuje nam kule znienacka.  Monotonię otoczenia ożywia za to soundtrack, spinając grę w całość. Dynamiczny, zmienny, utrzymany w klimacie. Podczas grania odnosi się wrażenie, że każdy kolejny podkład jest inny. Wydaje mi się, że tego elementu nie mogli zrobić lepiej.


Pokaż mi swoje sombrero,  a powiem Ci kim jesteś

Podsumowując „12 is Better than 6” skłania mnie do ponownego zastanowienia się nad tym, czy ocenianie przy pomocy punktów i skali ma jakikolwiek sens. Gra się w to dobrze,  na trzy krótsze wieczory, ale czy można tego typu grze rzucić 8 lub 9. Moim zdaniem, w przypadku takich niezbyt rozbudowanych produkcji indie lepiej sprawdza się opis gry, gdyż wystawienie noty może być krzywdzące dla twórców lub mylne dla zainteresowanych kupnem. Krótko mówiąc, jeśli chcesz sobie tylko postrzelać w nieco staroszkolnym stylu, to ten tytuł jest dla ciebie, ale nie jest to gra z cyklu „must have”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz