Miałem okazję opisać już kilka
ciekawych i zupełnie fatalnych gier. Szkice niektórych recenzji powstawały
intuicyjnie już podczas rozgrywki, inne kilka dni po ukończeniu gry, a zabranie
się do pisania było gorsze niż zmuszenie się do nauki. I nie miało znaczeniu
jakiej klasy była to produkcja. Wspominam o tym, ponieważ już po ukończeniu
Transistor, jeszcze z przyspieszonym pulsem i łzą w oku, wiedziałem, że
napisanie tej recenzji będzie wyzwaniem, ponieważ Supergiant Games postawiło
poprzeczkę bardzo wysoko. Dlatego postaram się dołożyć wszelkich starań, by
poniższy tekst, choć w połowie odzwierciedlił świetność tego tytułu.
Red, Transistor i Cloudbank
Rzecz dzieje się w
pełnym spokoju i harmonii mieście Cloundbank. Nikt nie spodziewał się, że w
jednej chwili ten spokój może legnąć w gruzach. Wszystko za sprawą tajniej
organizacji Camerata, której członkowie obrali sobie za cel stworzenie
miasta od podstaw, według własnych zasad. Niezbędnym do wykonania planu narzędziem,
okazuje się tytułowy Transistor. Twór z wyglądu podobny do miecza, ma moc
magazynowania w sobie dusz, które znacząco wpływają na jego właściwości.
Pierwszą ofiarą miała być Red, rudowłosa piękność i niezwykle
utalentowana śpiewaczka. Plan zawiódł, na skutek czego ofiarą staje się
bliski sercu bohaterki mężczyzna. Od tej pory władza nad transistorem leży w
naszych rękach.
Chcąc uniknąć spoilerowania dodam tylko, że w fabule znajdziemy sporo niedomówień, na które próżno szukać odpowiedzi podczas gry. Niemałą rolę w tej historii odegra nasza wyobraźnia. Twórcy wrzucają nas do futurystycznego świata, który jest kompletny, ale dla nas nie całkiem przejrzysty. Dlatego warto puścić wodze fantazji, by wczuć się w klimat jak podczas czytania powieści science fiction.
Chcąc uniknąć spoilerowania dodam tylko, że w fabule znajdziemy sporo niedomówień, na które próżno szukać odpowiedzi podczas gry. Niemałą rolę w tej historii odegra nasza wyobraźnia. Twórcy wrzucają nas do futurystycznego świata, który jest kompletny, ale dla nas nie całkiem przejrzysty. Dlatego warto puścić wodze fantazji, by wczuć się w klimat jak podczas czytania powieści science fiction.
Udźwignąć ciężar miecza
Transistor ma duszę i
osobowość swojej pierwszej ofiary, przyjaciela
głównej bohaterki. Jest na tyle masywny, że przez większość czasu filigranowa
Red ciągnie go za sobą po ziemi, jednak gdy dochodzi do walki, szybko staje się
narzędziem śmiercionośnym. Już śpieszę z wyjaśnieniem mechanizmu działania.
Broń posiada swoją określoną
pamięć jak i ilość slotów na umiejętności. Tych uczymy się wraz z postępem
fabularnym i zdobytymi poziomami doświadczenia. W zależności od preferowanej
taktyki i specyfiki przeciwnika musimy opracować optymalną kombinację. Każda z
umiejętności może być umieszczona w gnieździe aktywnym, np. cios mieczem,
wiązka strzelającej energii, bomby raniące obszarowo, przyzwanie sojusznika czy
stealh. Dodatkowo, każda z tych umiejętności może zostać opatrzona zdolnościami
pasywnymi jak efekt korodujący, ogłuszenie czy zwiększenie siły lub zasięgu
ataku.
W praktyce prezentuję się to
naprawdę dobrze i świetnie zgrywa z „półturowym” trybem walki. No właśnie, ciężko jest zdefiniować system
walki. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć hack’and’ slash. Nic bardziej
mylnego i chcąc grać w ten sposób daleko nie zajdziemy. Turówka? Nie. Aktywna
pauza? Nie. Bullet-time? Jeszcze raz nie. Wciśnięcie magicznego przycisku powoduje,
że czas staje w miejscu, a Red może wykonać określoną ilość ruchów, które
zaplanować musimy tak, by były jak najbardziej efektywne. Czasem trzeba zakraść
się za plecy przeciwnika i zadać premiowany cios w plecy, poprowadzić atak tak,
by ranił kilku wrogów jednocześnie lub po prostu zranić i wiać na bezpieczną
odległość. Po zagospodarowaniu „punktów akcji”
bohaterka szybko wykonuje wyznaczone zadania. Potem pozostaje tylko
czekać na odnowienie się paska i przeprowadzanie kolejnych ataków. Oczywiście,
jeśli pozwalają nam na to umiejętności możemy z nich w tym czasie korzystać, by
ścierać się z wrogami bądź unikać ich ataków. Smaczku dodaje fakt, że
przeciwnicy pod względem zdolności są na tyle zróżnicowani, że ciężko o nudę i
powtarzalność. Jeśli nie jesteśmy usatysfakcjonowani z poziomu trudności,
możemy narzucić sobie utrudniacze w postaci ograniczników, które będą wzmacniać
przeciwników lub nas osłabiać. Jeśli to ciągle za mało to zdradzę, że po
ukończeniu gry możemy rozpocząć przygodę od nowa, na znacznie bardziej
wymagającym poziomie.
Mów do mnie
Red przez całą rozgrywkę
pozostaje niema, dlatego pozostaje nam słuchanie monologu naszego towarzysza,
który poniekąd pełni rolę narratora. Głosu transistorowi użyczył dobrze znany
fanom Bastionu, Logan Cunningham. I otwarcie powiem, że czegoś takiego jeszcze
w życiu nie słyszałem, świetna gra stylistyką i prozodią wypowiedzi. Każde
wypowiedziane zdanie jest doskonale przemyślane, pełne emocji, niezależnie od tego
czy to wyznanie, żart czy komentarz bieżącej sytuacji. Supergiant Games już w
Bastionie pokazało poziom swojego muzycznego kunsztu, który w najnowszej
produkcji również doszlifowano do perfekcji. Nie sposób się nie zakochać w tych
brzmieniach, a fakt, że całą ścieżkę dźwiękową można pobrać za darmo sprawi, że
niejednokrotnie będzie się do niej wracać.
Jakież to piękne
Transistor w doskonały sposób ukazuje,
że piękno grafiki w grach komputerowych nie polega na ukazaniu ostrego jak
brzytwa obrazu, tak szczegółowego, że można zobaczyć pory na twarzy postaci.
Ciepłe, mocne, różnorodne barwy sprawiają, że wcale nie mamy ochoty opuszczać Cloundbank. Na wygląd otoczenia wpływa również fabuła, czasem piękne
elementy miasta zastępują białe bloki. Oko
cieszą różnorodne, wykonane z wielką precyzją animacje. Jako ciekawostkę
zdradzić mogę, że w pewnym etapie gry zdecydować będziemy mogli o pogodzie.
Czas się rozstać
Podsumowując:
Supergiant Games z pewnością nikogo nie zawiodło. Dostrzegalne są podobieństwa
do poprzedniego tytułu, ale to wyznaczniki
ich charakterystycznego stylu. Jeśli ktoś chce oskarżać SG o kopiowanie
sprawdzonych pomysłów i żerowanie na portfelu gracza, pozwólcie, że pierwszy
rzucę kamieniem. Dla dojrzałego gracza Transistor to pozycja obowiązkowa. Na
koniec muszę przyznać, że od długiego czasu żadna gra nie wzruszyła mnie tak,
jak Transistor. Nie chcę być patetyczny, ale to naprawdę piękna historia i
żałuję, że moja przygoda z nią już się skończyła. Czemu tak szybko?
+ MUZYKA
OdpowiedzUsuń+ BARWY
+ FABUŁA (ZAKOŃCZENIE)
+ PROZODIA :D
Genialna Gra