Nie wiem, jak wam, ale mi do czerpania stuprocentowej
przyjemności z dobrej gry potrzebny jest jeszcze klimat, stworzony wokół niej,
na który składa się wiele czynników. I nie mówię tu o czymś na wzór odpalania
skoków narciarskich w lipcu, bo już na samą myśl przechodzą mnie ciarki.
Zdecydowanie najgorszym wrogiem klimatu jest słońce.
Oślepia, demotywuje, albo wzbudza poczucie winy, że taki ładny dzień, a tu
człowiek nie pobiega, rowerem nie pojeździ, tylko gnije przed kompem. W takim
przypadku trzeba się odgrodzić od świata – zaciągnąć rolety, zasłony, albo w wersji
hard okna zabić deskami, pod drzwi podstawić stół, włożyć kaptur, ciemne
okulary i dać rzeczywistości jasny sygnał – nie ma mnie dla świata.
Chyba wszyscy najbardziej preferują grę po zmroku. Ciemność, cisza, spokój. Chyba, że mieszka się w akademiku, w tym wypadku tylko ciemność. Ale i tak warunki korzystniejsze niż za dnia, co skutkuje tym, że od gry odrywa nas dopiero poranny budzik, ale przecież trzeba było poradzić sobie z ostatnim questem, bossem, levelem czy trasą. Tak, gracze jak seryjni mordercy najchętniej uaktywniają się po zmroku.
Kolejna rzecz, absolutnie konieczna do pełnej satysfakcji z
grania to zapas niezdrowego jedzenia w zasięgu ręki. Teoretycznie po takiej
ilość cukru i kofeiny jaką spożywa się w czasie gry, człowiek powinien nie żyć,
więc to kolejny dowód na to jak wytrzymałą bestią jest gamer. U siebie
zaobserwowałem zmianę charakterystyki pokarmu w zależności od gatunku gry. I
tak oto - przy poważnych, rozległych rpg-ach niczym przy dobrej książce, rządzi
gorąca herbata, którą spokojnie można popijać, zgłębiając się w kolejne
tajemnice fabuły. We wszelkiej maści dynamicznych fps-ach czy hack’n slash-ach
prym wiedzie browar i chipsy, czyli zestaw prawdziwego wojownika. Przy strategiach
można pozwolić sobie spokojnie na pełny dwudaniowy posiłek plus deser, bo w sumie
gdzie nam się spieszy? Inaczej sprawy wyglądają przy MMO czy Moba, w tym wypadku
nie ma czasu na głupoty. Także polecam wszystkim, którzy chcą zrzucić kilka
kilogramów.
Następnym czynnikiem budującym klimat jest deszcz. Stukające
o parapet krople, dodają nastroju a niekiedy potrafią nawet wkomponować się w
ścieżkę dźwiękową gry. Oczywiście musi być cicho. Na szczęście, ja mam już za
sobą charakterystyczne „kładź się spać, bo jutro do szkoły!” Teraz już tylko od
swojej drugiej połówki czasem słyszę, że jestem niepoważny, kiedy kończę grać
nad ranem, ale w sumie, to nie wiem o co jej chodzi. I tutaj kolejny ważny
aspekt, czyli spokój umysłu. Kiedy w głowie ciągle pali nam się diodka w stylu
„praca” „sesja” „ważny sprawdzian” „nakarmić dzieci” ciężko odpłynąć i skupić
się na grze.
Z osobistych drobnych fetyszy graniczących z nerwicą
natręctw zauważyłem jeszcze, że drzwi do pokoju muszą być zamknięte, na biurku powinno
leżeć coś do zabawy (coś jak piłeczka dr. House’a), w obrębie fotela
niezależnie od pory roku, powinien znajdować się koc. Idealnie jest też, gdy
mam tylko jedną faworyzowaną grę, kiedy jest ich więcej zaczyna się
kombinowanie, skakanie z tytułu na tytuł aż w końcu kończy się na tak wszystkim
dobrze znanym „nie mam w co grać”. Monogamia w tej kwestii jest więc wskazana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz