niedziela, 30 marca 2014

Wiedz, że coś się dzieje...

Nie tak dawno jadąc komunikacją miejską stałem obok kobiety czytającej jedno z tych pism, które przeznaczone są dla osób szukających odpowiedzi na to, jak przyrządzić pysznego kurczaka w migdałach po staropolsku oraz odkryć dziesięć sposobów na udane życie seksualne. Chcąc nie chcąc, subtelnie zerknąłem na treść owego periodyku i rzucił mi się w oczy wyboldowany cytat:


„Pani syn gra całymi dniami, ponieważ wytworzył sobie tam świat, który jest idealny w przeciwności do prawdziwego życia.”

Cholera jasna! a może po prostu lubi sobie pograć? Może spędza całe dnie przed monitorem, bo przyciągają go fantastyczne światy, niesamowici bohaterowie, rywalizacja i osiąganie celów? A taka przewrażliwiona, nadopiekuńcza matka naczyta się tekstów domorosłych psychologów i już wie, że jej dziecko jest na prostej drodze do zostania seryjnym mordercą, co nie jest szczególnie cenioną wizją kariery zawodowej.

Wszystko w nadmiarze objawia się przedawkowaniem. Ciągle prowadzone są badania, potwierdzające negatywny wpływ gier. Najczęściej uderza się w nadpobudliwość, utratę koncentracji czy kopiowanie agresywnych zachowań. Oczywiście o tych pozytywnych aspektach mówi się już nieco mniej. No bo kogo obchodzi to, że dzięki wirtualnej rozrywce nasza wyobraźnia może wybuchnąć i poszerzyć się o kolejne horyzonty, a wielkość scenariusza do pierwszego lepszego rpg, to równowartość co najmniej jednej książki. Nie wątpię, że zdarzają się uzależniania, dziwne zachowania, a nawet przykre wypadki, ale nie siejmy zbędnej paniki. Nie ciągnijmy dziecka do psychologa dlatego, że ku zdziwieniu rodziców granie sprawia mu większą przyjemność niż lekcja gry na kontrabasie. Z pewnością nie ma gry, która wypaczy młodemu człowiekowi głowę bardziej niż jeden odcinek „Miłości na Bogato”.

Wystarczy wklepać w Google frazę „negatywny wpływ gier komputerowych” i już mamy przed oczami mnóstwo fachowych publikacji popartych obserwacjami i badaniami z całego świata. Nie ukrywam, że czytając to, lekko szyderczy uśmiech nie znikał mi z twarzy. Wierzyć wierzę, ale biorę bardzo solidną poprawkę. Biorąc pod uwagę liczbę sprzedanych egzemplarzy GTA V oraz dawkę agresji, którą możemy zaczerpnąć z gry obstawiam, że w najbliższym czasie wzajemnie się wymordujemy. Oczywiście trafiają się umysły słabsze, te bardziej podatne na sugestie, gorzej reagujące na bodźce, ale wydaje mi się, że nawet jeśli zdarzą się nieszczęśliwe wypadki, to przyczyna leży gdzie indziej. Wpływ gry możemy podpiąć pod powód, ale będzie to tylko ułamek winy. Kain nie zabił Abla dlatego, że był uzależniony od gier.

Temat jest o tyle niekomfortowy do dyskusji, ponieważ każda ze stron barykady ma swoje racje, ale tak naprawdę mało wie o tej drugiej. Nie jestem psychologiem, ale mam pracę, dziewczynę, zainteresowania związane nie tylko z grami. Nie mam problemów w kontaktach międzyludzkich i nikogo jeszcze nie zamordowałem. Nigdy nie czułem uzależnienia pomimo tego, że w niejednym MMO spędziłem czas liczony w miesiącach, a ilość wymordowanych wirtualnie przeciwników z pewnością sięga tysięcy, nawet tak brutalnych mordów jak w Postal-u czy Carmagdeon-ie. Warto zaznaczyć, że nie czuję się przy tym wyjątkowo a znam wielu bardziej „fanatycznych” graczy. Nie są ani upośledzenie ani groźni, naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz