piątek, 22 stycznia 2016

"Kivi, Toilet and Shotgun" - Recenzja


Wszyscy powtarzają, że gry drożeją, a ja sobie myślę, że przecież „kartridż” do Pegasusa na targu można było dostać najtaniej za 10 zł. Na dodatek był on jak kot w worku, bo zdarzało się, że znacznie odbiegał zawartością od tego, co przedstawiała okładkowa naklejka. Przy odrobinie szczęścia, jak się trafiło na dobrego handlarza, to chociaż pozwolił wymienić. A zmierzam do tego, że w moje ręce wpadła ostatnio gra o podejrzanym tytule „Kivi, Toilet and Shotgun” i jeszcze bardziej nieprzystępnym podtytule „Because shit happens”, czyli gra za 0,99€ i gdybym miał ją w tamtych czasach, to pewnie zagrywałbym się jak głupi.

Wprowadzenia fabularnego brak, po kliknięciu New Game lądujemy prosto w grze. Na Steamie, w materiałach jest chociaż komiksowy obrazek, który informuje nas, że Kivi to imię naszego bohatera, który inteligencją nie grzeszy, co łatwo wyczytać w jego oczach. Na szczęście ma inne talenty, dobrze strzela i całkiem nieźle jeździ, dzięki czemu ciągle udaje mu się przeżyć na pustkowiach. Nie da się uniknąć skojarzeń z Mad Maxem, ale jeśli ktoś liczy na tego typu klimat, to będzie rozczarowany. 

Gdy już zasiądziemy za kierownicą, to pierwsze z czym przyjdzie nam się zderzyć będzie sterowanie, które z początku może irytować. Nasza gablota lubi wpaść w poślizg, szczególnie przy większej prędkości, którą możemy uzyskać dzięki użyciu NITRO. Jedna ręka odpowiada za prowadzenie, druga ląduje na myszce i operuje bronią. I tak mkniemy sobie prostą drogą na północ ode wsi dode wsi, jak śpiewał Janerka.


Po drodze oczywiście będziemy musieli walczyć o przetrwanie. W praktyce wygląda to tak, że przez kilkaset metrów po wyjeździe z wioski, będziemy atakowani przez wrogie samochody. Czego od nas chcą? Cholera wie, pewnie złomu i benzyny. Gdy się z nimi uporamy, to później przyjdzie nam już tylko przedrzeć się przez zabarykadowane posterunki bandytów, lubujących się w ćwiekach, łańcuchach i irokezach. Tych najskuteczniej jest rozjeżdżać popychając skrzynki, którymi blokują drogę. Jest to lekko dziwne, ale bandyci zadają więcej obrażeń niż pojazdy, więc najlepiej unikać bezpośredniego kontaktu.

Co kilkaset metrów natkniemy się na wioskę, składającą się z czterech zawsze z takich samych zabudowań - check pointu, marketu, zbrojowni i sklepu samochodowego. Zanim jednak będziemy mogli skorzystać z tych dobrodziejstw, trzeba zmierzyć się z bossem (może to zbyt mocne słowo). Potem możemy uzupełnić zapasy, ulepszyć naszą maszynę lub zainwestować w lepszy pancerz czy broń. Jeśli wydamy już wszystko, możemy ruszać w dalszą trasę. Oczywiście kasa wypada z pokonanych przeciwników lub znalezionych po drodze skrzynek.



Nie da się ukryć, że gra sprawia wrażenie nie do końca przetestowanej. Często zdarzą się momenty mocno losowe. Jeśli z któregoś z przeciwników nie wypadnie nam benzyna, możemy nie dojechać do kolejnej wioski, co kończy grę. Zielone skrzynki z bonusami również pojawiają się losowo, na ogół nie wtedy, kiedy trzeba. Kilka razy zdarzyło mi się, że gra wywaliła błąd i wyrzucała do windowsa. W jednej z rozgrywek mogłem na pełnej prędkości gnać aż do pustego baku, bo oprócz kilku przeciwników gra nie wyświetliła nic więcej. W kwestii podstawowej solidności jest sporo rozczarowań.


Myślę, że nawet po takiej jednostronicowej recenzji wszystko jest widoczne jak na dłoni. A czy chcesz wydać to jedno euro na grę, która przywodzi na myśl poprzednią epokę, to już tylko Twoja sprawa. To kwestia czasu zanim trafi do bundla lub będzie gdzieś rzucona do wzięcia za darmo. Może byłoby lepiej gdyby twórcy dodali więcej brudnego humoru, także poza tytułem gry. Poza nim podczas gry nie uśmiechnąłem się ani razu.

Grę do recenzji udostępnił wydawca, dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz